Home / Tech / Star Overdrive: Ambicje na najwyższych obrotach, ale bez efektu

Star Overdrive: Ambicje na najwyższych obrotach, ale bez efektu

Star Overdrive zapowiadało się obiecująco, gdy pojawiło się w prezentacji Nintendo Partner Showcase w sierpniu ubiegłego roku. Gra łączyła w sobie elementy Tony’ego Hawka, Ratcheta & Clanka i odrobinę klimatu z Breath of the Wild, przywołując ducha gier akcji z czasów GameCube’a. Niestety, w praktyce granie w Star Overdrive bardziej przypomina nużący obowiązek niż pełną buntu rozrywkę. Pusty świat, pozbawiona głębi walka i przesadne „grindowanie” (i to nie to, które odbywa się na szynach) sprawiają wrażenie, że gra wymagała solidnej edycji lub większego skupienia podczas tworzenia.

Wcielamy się w postać Bios, która otrzymuje sygnał SOS z planety, na której zaginęła jego dziewczyna. Lądowanie kończy się katastrofą, a bohater zostaje uwięziony na tajemniczej planecie pełnej piaszczystych wydm, starożytnych konstrukcji i pozostałości po operacji wydobywczej, której załoga zniknęła bez śladu. Uzbrojony jedynie w keytar i deskorolkę unoszącą się nad ziemią, wyrusza w podróż, by odkryć, co stało się z kopalnią i jakie tajemnice skrywa ta planeta.

Rozgrywka jest dość prosta. Poruszamy się po pustkowiach na deskorolce, wykonując triki, by zwiększyć prędkość i docierać do punktów prowadzących do segmentowanych aren z zagadkami. Wizualnie gra prezentuje się atrakcyjnie — choć krajobrazy są do siebie podobne, paleta kolorów zachęca do eksploracji. Ruch postaci daje przyjemne wrażenia: deska pozwala nie tylko na jazdę, ale też na szybowanie i błyskawiczne uniki w trakcie sekcji platformowych. Areny te wymagają od gracza rozwiązywania wyzwań, by aktywować linie energetyczne, zdobywać nowe umiejętności lub odblokować wieże strażnicze, co popycha fabułę do przodu.

Niestety, to właśnie w tym momencie gra zaczyna się sypać. Schemat rozgrywki bardzo szybko się wypala. Mimo że sama jazda może sprawiać przyjemność, zbyt często kończy się utratą kontroli i upadkiem na ziemię. Wyzwania, których nie udaje się zaliczyć w wyznaczonym czasie, trzeba powtarzać, co szybko staje się frustrujące. Gra zmusza do bardzo konkretnej ścieżki – zbierania komponentów, z których można tworzyć ulepszenia do deskorolki. To swoista gra w zbieranie, gdzie pokonując określonych przeciwników zdobywamy różne zasoby: miękkie, twarde, technologiczne i obce. Każdy z nich wpływa na statystyki deski. Dodanie skrzydeł poprawia sterowność w powietrzu, a lepszy dopalacz zwiększa prędkość podczas trików. Jednak mimo tych ulepszeń powtarzalność wyzwań nie znika. Ściganie się przez obręcze na pustkowiu szybko zaczyna nużyć, zwłaszcza przy wtórnej ścieżce dźwiękowej, która – mimo obecności keytara, kaset i specjalnie napisanych utworów – okazuje się mdła i bez polotu.

Szczególnie rozczarowująca jest walka. To zwykłe naciskanie jednego przycisku, z możliwością uniku lub kontry, jeśli odpowiednio wyczujemy moment. Ale w praktyce większość przeciwników i tak pokonujemy, po prostu ich okładając. Nawet specjalne zdolności, odblokowywane w stylu Breath of the Wild, nie wnoszą zbyt wiele. Jedna pozwala rzucać obiektami, inna wystrzeliwuje pociski – czasem są potrzebne do rozwiązywania zagadek, ale same łamigłówki nie dają satysfakcji. Walka przy pomocy keytara mogłaby być ciekawa, ale w rzeczywistości szybko nuży. Nawet walki z bossami, osadzone w dużych przestrzeniach, wypadają zbyt „odrealnione” i nie zostawiają wrażenia. Nie czułem żadnej więzi z tym światem i miałem wrażenie, że gra ugina się pod ciężarem własnych ambicji.

Jednym z takich ambitnych elementów miała być płynność działania. Czasem rzeczywiście Star Overdrive działa bardzo stabilnie i w ładnych 30 klatkach – co jest imponujące jak na taką skalę gry. Ale gdy pędzi się przez otwarty teren, wszystko wydaje się… puste. Skoki są nieprecyzyjne, utrzymanie prędkości na podjazdach – uciążliwe, a struktury często blokują ruch. Obiekty istnieją, ale nie wywołują żadnego efektu. Animacje nie przekonują, że świat, walka czy eksploracja mają jakąkolwiek głębię. Star Overdrive próbuje naśladować lepsze gry, ale sam nie wie, czym chce być. Inspiracje są widoczne, ale gra nie wnosi nic nowego poza pytaniem: „czy jazda na tarczy w Breath of the Wild nie była przypadkiem bardziej ekscytująca?”.